Zmierzcha już, gdy patrzę przez brudną szybę na samotną brzozę na skraju lasu. Ugina się pod naporem wiatru, ale za każdym razem wraca do naturalnej pozycji. Nieskoszone zboże połyskuje miedzią i złotem w ostatnich promieniach zachodzącego słońca.
Gdy zapada noc, rozpętuje się prawdziwa wichura, z deszczem i grzmotami. Szybko przygotowuję sobie posłanie i owijam się szczelnie kocami. Ale długo nie mogę zasnąć. Bolą mnie stopy po długim marszu, a przede wszystkim irytuje dźwięk deszczu dudniącego o dach. Gdy w końcu zapadam w błogi półsen, wydaje mi się, że czuję ciężki, intensywny zapach dojrzałego zboża. Wracam myślami do dzieciństwa spędzonego na wsi. Do długich wieczornych spacerów po polach i łąkach.
Z ciepłego świata wspomnień wyrywa mnie zimna kropla spadająca wprost na moją głowę. Najpierw jedna, potem druga i kolejne… Dach zaczął przeciekać akurat nad tym miejscem, które wybrałem na legowisko. Wzdrygnąłem się z zimna i przesunąłem bliżej skrzyni, która wcześniej służyła mi za stół.
Burzowe pomruki są coraz cichsze i odleglejsze, ale wciąż pada. Po zmianie miejsca tym bardziej nie mogę zasnąć. Próbuję liczyć krople spadające z dachu i rozbijające się z głuchym plaskiem jakiś metr ode mnie. Szybko zdaję sobie sprawę, że to bez sensu. Rozglądam się po strychu.
Przez frontowe okno wpada do środka trochę bladego światła księżyca, który uwolnił się z otuliny chmur. Wszyscy kompani śpią, każdy w swoim barłogu. Jeden leży na skrzyniach okryty płaszczem, drugi na podłodze z tobołkiem pod głową. Dwóch innych, odwróconych do siebie plecami, pod jednym podartym kocem. Poza deszczem słyszę jedynie nierówne pochrapywania śpiących, które mieszają się z mruknięciami coraz odleglejszej burzy.
W mroku rozpoznaję tylko dwie siostry, które dołączyły do naszego oddziału jakieś pół roku temu. Śpią teraz za drewnianym słupem przytulone do siebie. Musi być im ciepło razem. Myśląc o tym, zdałem sobie sprawę, jak zimno mi jest. Owinąłem się szczelnie kocem, choć wiedziałem, że na niewiele się to zda.
Miałem właśnie zamiar ułożyć się na podłodze, zapominając o chłodzie, wilgoci i zapachu stęchłego strychu, gdy zauważyłem w półmroku czerwony świetlik. Próbuję wytężyć wzrok i w końcu dostrzegam zarys postaci siedzącej na podłodze, opartej plecami o przeciwległą ścianę. Nie może to być wartownik, bo obaj czuwają (a przynajmniej powinni) na parterze, pilnując przed zaśnięciem jeden drugiego. Staram się zidentyfikować tę postać, ale jest zbyt ciemno. W końcu daję za wygraną, podciągam koc pod brodę i zamykam oczy.
Nie wiem ile czasu minęło. Może kilka chwil, a może kilkanaście minut. Z kolejnego półsnu budzi mnie skrzypienie podłogi. Jestem już tak otępiały, że nie starcza mi siły woli nawet na otwarcie powiek. Rozbudzam się przestraszony dopiero wtedy, gdy czuję, że ktoś kładzie się obok mnie. Szybko poznaję Łasicę. Wiem, że to ona nawet pomimo panującego na strychu półmroku i mojego sennego zamroczenia. Poza tym poczułem woń tytoniu. Pomyślałem, że zmarzła i przyszła się ogrzać. Nie było w tym nic dziwnego. Wcześniej wielokrotnie spałem pod jednym kocem z towarzyszami i towarzyszkami broni. W zimne wieczory, gdy nocowaliśmy pod gołym niebem tak było po prostu cieplej.
Łasica położyła się na prawym boku twarzą do mnie. Było w niej coś dziwnego. Patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę. Miała szeroko otwarte oczy, którymi wpatrywała się we mnie bez słowa. Nie słyszałem jej oddechu, ani nawet padającego deszczu. Jej oczy jakby błyszczały w ciemności. Czułem tylko woń wilgoci przemieszaną z zapachem palonego tytoniu. Odwróciła się na drugi bok i wtuliła plecami we mnie. Ale nie tak jak towarzyszka broni, która chce ogrzać się po długim, całodziennym marszu w słocie. Wtuliła się we mnie, jak kobieta, która wtula się w ciało swojego mężczyzny. Lub jak nieznajoma, która pragnie pieszczot… Mimo sennego zamroczenia zrozumiałem to od razu. Nie byłem przygotowany na taką bliskość i chciałem się odruchowo odsunąć, ale gdy otuliła się moją ręką nie miałem już wyboru. W kilka chwil zrobiło mi się bardzo ciepło. Włosy Łasicy, okryte starym kaszkietem, pachniały nie tylko tytoniem i wilgocią, ale i… bo ja wiem, żywicą, lasem? Przypomniałem sobie, że minionej nocy widziałem, jak leżała przy ściętym pniu sosny.
Nie widziałem jej twarzy, więc nie mogłem nawet domyślić się, co zamierza teraz zrobić. Czy moje przypuszczenia były mylne? Może wystarczy jej taki poziom bliskości? Nie wystarczyła… Zdjęła bawełnianą rękawiczkę bez palców i wsunęła ją w moje spodnie. Objęła mnie zimnymi palcami. Dopiero wtedy zauważyłem, że jestem już gotowy. Prawie jęknąłem, gdy odkryła żołądź i ścisnęła mnie dłonią. Byłem bardzo czuły na każdy dotyk. Potem sięgnęła też głębiej – bawiła się przez chwilę jądrami. Była przy tym cicha jak mała myszka. Tylko ja zaskoczony pojękiwałem i pochrząkiwałem nieznacznie.
Leżała cały czas odwrócona plecami, więc musiało być jej niewygodnie. W końcu wyjęła dłoń z moich spodni i zsunęła własne, ale tylko trochę, odsłaniając pupę. Dotychczas byłem zbyt oszołomiony, aby pomyśleć o zrobieniu czegokolwiek, ale teraz…
Chciałem pieścić jej cipkę dłonią, ale Łasica zdecydowanym ruchem naparła na mnie, dając jednoznacznie znać, czego oczekuje. Rozpięliśmy razem moje spodnie. Ujęła mnie w dłoń i pieściła jeszcze chwilę, po czym pociągnęła lekko do przodu, wypinając jednocześnie pupę. Wszedłem w jej cipkę gładko. Była mokra i gotowa na przyjęcie mnie całego. Sama nabiła się na mój pal – jęknęła – wyginając się jak cięciwa łuku i zastygła w ciszy, przestraszona.
To ja pierwszy nie wytrzymuję i zaczynam poruszać się w niej. Najpierw powoli, starając się robić jak najmniej hałasu, ale pożądanie bardzo szybko bierze górę nad rozsądkiem. Chwyciłem Łasicę za biodro, aby móc łatwiej kontrolować ułożenie naszych ciał. Tak długo nie byłem z kobietą, że wystarczyłoby kilka ruchów w jej gorącym, pulsującym wnętrzu, abym skończył. Na szczęście Łasica jest bardzo mokra i śliska, przez co doznania są nieco mniej intensywne. Wchodzę wolno, ale tak głęboko, na ile pozwala ułożenie naszych ciał. Przynosi to efekt – gdy ja zachowuję milczenie, Łasica z trudem powstrzymuje się od głośnego jęczenia. Chociaż wciąż padał deszcz, a wszyscy spali, boję się, że ktoś może nas usłyszeć i przyłapać na gorącym uczynku.
Jestem już bliski spełnienia, uderzam w pupę Łasicy tak mocno, jak tylko niewygodna pozycja na to pozwala. Jęki mojej kochanki stają się coraz głośniejsze. Niewiele mi już potrzeba, chciałbym dać ujście napięciu jak najszybciej, ale boję się, że lada chwila ktoś się zbudzi. Zakrywam jej usta dłonią. Potrząsa głową, próbując się wyrwać z uścisku. Przyciskam dłoń jeszcze mocniej i jeszcze głębiej penetruję jej gorące wnętrze. W tej zapamiętałości rozluźniam dłoń – Łasica wykorzystuje okazję i gryzie mnie mocno w palec wskazujący. Tylko cudem powstrzymuję się od krzyku. Boli jak cholera.
To było jak kubeł zimnej wody, ale przerwałem pieszczot. Nie mogłem, byłem zbyt podniecony. Chciałem, rozeźlony, chwycić ją za biodra i zerżnąć z całych sił, ale właśnie wtedy dostrzegłem światło na schodach.
Wartownik z dołu idzie powoli po schodach ze świecą. Oboje zastygamy, wstrzymując oddech. Chybotliwe światło przebiega po naszych złączonych ciałach. Wartownik nie spojrzał nawet w naszym kierunku. Co za ulga… Odchodzi w północno-wschodni narożnik strychu i budzi zmiennika. Ten wstaje po dłuższej chwili z przekleństwem na ustach i idzie powoli w kierunku schodów. Przytulam się do Łasicy, udając, że śpimy razem wtuleni z zimna. To częsty widok.
Nadal jestem w niej. Mój penis pulsuje w gorącej cipce, gotowy w każdej chwili rozlać nasienie w jej wnętrzu. Palec także pulsuje – z bólu. Nie wiem, które uczucie jest bardziej dojmujące. Czuję wszechogarniające napięcie, złość i niemożność spełnienia. Czuję, jak mokra i ciepła jest Łasica w środku. Myślę tylko o jej słodkiej pupie i jędrnych biodrach, gorącej cipce i o tym, co bym z nią robił, gdybyśmy byli sami…
Tama pęka w momencie, gdy światło wartownika znika pod podłogą strychu. Rozlewam się w jej wnętrzu. Mój finał jest długi i powolny – nie taki, jak chciałem, ale równie satysfakcjonujący. Łasica kończy niedługo po mnie, pomagając sobie dłonią. Tym razem sama zakrywa usta, aby nie jęczeć głośno. Czuję jak jej cipka pulsuje, zaciska się i zwalnia, w końcu rozluźnia. Jest mi tak błogo, jestem tak zmęczony i bez sił, naciągam koc na nas oboje i wtulam twarz we włosy Łasicy. Zasypiam od razu, z zapachem potu, dymu i wilgoci w nozdrzach
Budzę się sam. Dopiero świta, ale jestem jednym z maruderów porannej krzątaniny. Z trudem wygrzebuję się spod koców, wstaję i przeciągam leniwie. Jeden z kompanów śmieje się i pokazuje gestem, abym zapiął rozporek. Czuję, jak się czerwienię. Szybko sięgam do zamka, ale gdy chcę go zasunąć, czuję nagłe ukłucie bólu w prawej dłoni. Przeklinam siarczyście. Mój palec wskazujący jest czerwony, lekko granatowy i spuchnięty. Widać na nim wyraźny ślad po drobnych zębach.
Odnajduję wzrokiem Łasicę w przeciwległym kącie strychu i patrzę na nią z wyrzutem. Znowu pali. Skąd bierze te wszystkie papierosy? Dostrzegam na jej ustach lekki uśmiech, może błysk w oku, a może tylko sobie wmawiam. Po kwadransie jesteśmy gotowi; ruszamy w dalszą drogę.