Niewinna księżniczka

Koleżanka z pracy zaprosiła nas na urodziny. Termin imprezy kolidował z Halloween, więc pomysł był taki, aby połączyć oba wydarzenia. Każdy z gości miał przyjść w dowolnym przebraniu. Motywem przewodnim imprezy mieli być bohaterowie popkultury.


Wstyd się przyznać, ale nigdy wcześniej nie byliśmy na imprezie przebieranej. Nic więc dziwnego, że im bliżej było do Halloween tym większą presję (ale i podekscytowanie) czuliśmy. Za kogo się przebrać? Skąd wziąć stroje? To były dwa podstawowe pytania, które spędzały nam sen z powiek. Do tego oczywiście permanentny brak czasu. Własnoręczne przygotowanie przebrania od podstaw, ani nawet zamówienie stroju w sklepie internetowym nie wchodziły w grę.

Postanowiliśmy pójść po najmniejszej linii oporu. Uznaliśmy, że remedium na nasze problemy będzie wizyta w wypożyczalni strojów karnawałowych. Niestety pech chciał, że pierwsza miejscówka, którą odwiedziliśmy była zamknięta z powodu remontu. Znowu w kolejnej wypożyczalni nie było wszystkich przebrań, które wpadły nam w oko, gdy przeglądaliśmy jej witrynę online. Do weekendu pozostały tylko dwa dni, więc w myśl powiedzenia, że na bezrybiu i rak ryba, postanowiliśmy spróbować z tymi strojami, które były dostępne na miejscu.

Pierwszy wybór – piraci. Choć od premiery pierwszych „Piratów z Karaibów” minęło kilka lat, to postać Jacka Sparrowa wciąż pobudzała wyobraźnię. Oczywiście siebie samego obsadziłem w roli przystojnego korsarza, natomiast Łasicę widziałem w seksownym stroju piratki. Z krótką spódniczką i odkrytym dekoltem ma się rozumieć. Niestety na mnie kostium był zdecydowanie za duży, a Łasica w swoim wyglądała nie jak zmysłowa korsarka, ale aktorka filmów dla dorosłych, wciśnięta w nieco przymały, a przez to jeszcze bardziej wyuzdany strój bawarski. Czyli w sumie całkiem OK – pod warunkiem, że organizujemy zabawę w przebieranki tylko we dwoje. Na pewno nie było to odpowiednie przebranie na klasyczną imprezę urodzinowo-halloweenową.

Drugie podejście – superbohaterowie – okazało się bardziej szczęśliwe, aczkolwiek nie był to strzał w dziesiątkę. Choć ja wciąż nie mogłem dopasować kostiumu, to moja partnerka znalazła dla siebie bardzo nęcącą (mnie) propozycję. Obcisły kostium Kobiety Kota. Cienki, przylegający do ciała materiał świetnie podkreślał krągłości pupy i piersi oraz szczupłą talię. Aż zrobiło mi się cieplej, nie tylko na sercu… Gdyby tylko Łasica zamruczała albo pokazała pazurki – rzuciłbym się na nią od razu. Zresztą nawet i bez takiej zachęty nie wiem, jak skończyłaby się ta zabawa w przymierzalni, gdyby nie miła pani z obsługi, stojąca tuż za parawanem.

Ostatecznie Łasica nie pokusiła się na tak odważną stylizację. Jej wybór padł na postać z „Gwiezdnych Wojen”. Chodzi oczywiście o księżniczkę Leię. I to był właśnie strzał w dziesiątkę. Łasica jako księżniczka Leia wyglądała bosko. Sukienka była obcisła tam, gdzie trzeba, z seksownym rozcięciem do wysokości uda, a jednocześnie była zwiewna, długa do kostek, sprawiając pozór zachowawczej. Leżała na Łasicy wprost idealnie. Kremowa i delikatna, pozbawiona dekoltu a jednocześnie z seksownym rozcięciem i i zapinana pod samą szyją niczym kombinezon. Całość wieńczyła rozkoszna peruka wiernie imitująca klasyczną fryzurę filmowej Lei. Słowem: przebranie idealnie pasowało do Łasicy, podkreślając jej kobiecość, ale i niewinność „księżniczki”. Przy niej moje przebranie, czyli kostium a la Luke Skywalker (luźna szata + zabawkowy miecz świetlny), nie robiło już takiego wrażenia. Byłem oczywistym dopełnieniem Łasicy – i przyznam, że obsadzenie mnie w takiej roli jak najbardziej mi odpowiadało.

Potem okazało się, że moja księżniczka Leia zrobiła prawdziwą furorę na imprezie urodzinowo-halloweenowej. Widziałem tę zazdrość w oczach innych dziewczyn i ukradkowe spojrzenia rzucane przez ich towarzyszy. Wygląd mojej ukochanej Łasicy (seksownie niewinne przebranie dopełniał makijaż – przede wszystkim słodki róż na policzkach i czerwona szminka na ustach) oraz to, jak inni na nią patrzyli, doprowadzało mnie do szału. Całą imprezę myślałem tylko o tym, co zrobiłbym z nią, gdybyśmy tylko byli sami…

Podczas imprezy na chwilę tete-a-tete nie było jednak najmniejszych szans. Ta nadarzyła się dopiero następnego dnia wczesnym rankiem. Po powrocie do mieszkania porozmawialiśmy jeszcze chwilę i… po prostu zaczęliśmy się całować. Początkowo Łasica była dosyć zachowawcza, ja natomiast, wygłodniały po całym wieczorze, byłem zachłanny. Całowałem ją namiętnie, głaskałem po twarzy, całowałem po szyi, moje ręce same wędrowały po całym ciele. Obcisła sukienka, czerwone usta i podkreślone oczy, a nade wszystko jej pozorna bezwolność działały na mnie niezwykle podniecająco. Moja dłoń bardzo szybko odnalazła rozcięcie w sukience i zniknęła między nogami Łasicy. Gładka, ciepła skóra, jędrne uda, w końcu delikatny materiał majtek. Wydepilowana, aksamitnie gładka cipka była zachwycająca – błądziłem po niej palcami, rozszerzałem wargi, gładziłem wypukłość łona.

Przytuliłem Łasicę mocniej i znowu zacząłem namiętnie całować. Tym razem odpowiedziała śmielej. Podwinąłem sukienkę, odsłaniając jędrną pupę w różowych majteczkach. Ponownie wsunąłem dłoń w nie: masowałem przez chwilę wejście do słodkiej dziurki. Zsunąłem jej majtki do łydek, popchnąłem ją lekko w kierunku drzwi. Oparła się o nie rękoma i pochyliła, wypinając pupę. Lewę ręką przytrzymywałem sukienkę, a prawą dałem jej kilka klapsów. Rozszerzyłem pupę, odsłaniając obie dziurki. Uklęknąłem za nią i zanurzyłem twarz między pośladki. Pieściłem językiem najpierw górną dziurkę, potem wejście do cipeczki, masując je na zmianę dłonią. Z czasem zaczęła z cicha pojękiwać i bardziej napierać na moją twarz, a ja poczułem wreszcie upragniony słodko-mdły smak jej soków.

Zaniosłem moją Łasicę do sypialni i położyłem na łóżku. Uklęknąłem przy jej głowie i wyjąłem penisa z bokserek. Nie sięgnęła po niego, więc sam zacząłem się wolno stymulować. Patrzyła tylko z figlarnym uśmiechem. W końcu przysunąłem się bliżej jej twarzy. Zaczęła mnie pieścić leniwie: całować ustami i lizać jak kotka. Badała mnie językiem; prowadziła go od nasady po sam czubek. Czasami otwierała szerzej usta, pozwalając mi na chwilę zanurzyć się głębiej, innym razem obejmowała szczelnie ustami główkę i ssała ją przez kilka sekund, wypuszczając ją ze swoich objęć z cichym mlaśnięciem.

Było mi przyjemnie, ale chciałem czegoś więcej, więc naparłem na jej usta mocniej. Pozwoliła mi wejść, ale gdy tylko wsunąłem się w jej gorące usta do połowy, poczułem na sobie zęby. Na tyle delikatnie, abym nie czuł bólu, ale wystarczająco mocno, bym wiedział, że to ona decyduje o głębokości penetracji. Patrzyła mi w oczy, stymulując główkę językiem. Na jakikolwiek mój ruch – do przodu lub do tyłu, bez znaczenia – miejsce języka, dociskającego mnie do podniebienia, zajmował delikatny ucisk zębów. Zupełnie nie mogłem się poruszyć. Byłem w potrzasku. Słodko-gorzkim, erotycznym potrzasku.

Pierwszy raz zafundowała mi taką zabawę. I przyznam szczerze, że przy całym napięciu i niemocy, których doświadczałem, ta zabawa cholernie mi się podobała. Nasze role się odwróciły: choć postronny obserwator widziałby dominującego mężczyznę i podległą mu kobietę, która zaspokaja go ustami, to w rzeczywistości nie była to cała prawda.

Wilgotny język, jędrne usta i ciepły oddech, a nade wszystko brak możliwości ruchu – to wszystko doprowadzało mnie do szału i na dłuższą metę stawało się nie do wytrzymania. Znalazłem jednak sposób na moja kochankę – udało mi się wybić ją z rytmu, gdy sięgnąłem do cipki i zacząłem ją mocno pocierać. Od tej chwili nie mogła się już skupić na słodkim znęcaniu się nade mną. Znowu stała się częściowo bierna: brała mnie do buzi najpierw powoli, by przyspieszyć z czasem. Mogłem wreszcie sam poruszać się w jej ciepłych i wilgotnych ustach. Po głębokiej penetracji pozwoliłem jej odetchnąć. Sam zacząłem się stymulować. Uwielbiam to uczucie, gdy opuszczam jej usta, jestem cały mokry, ciepły i wrażliwy na najdelikatniejszy dotyk.

Łasica przysunęła twarz bliżej i zaczęła lizać moje jądra. Brała je do ust, ssała, pociągała. Byłem tak zajęty braniem, że zupełnie zapomniałem o dawaniu. Ale Łasica sama także radziła sobie świetnie – bardzo szybko jej dłoń powędrowała między nogi. Zauważyłem, że pieści się sama dopiero, gdy usłyszałem charakterystyczny chlupot. Wcześniej byłem zbyt zachwycony widokiem ust obejmujących moje jądra. Podwinęła sukienkę, odsłaniając łasiczkę. Pocierała łechtaczkę, od czasu do czasu zapuszczając się niżej. Z jednej strony chciałem się napawać tym pięknym widokiem, ale z drugiej byłem – bo ja wiem… zazdrosny? Tak, byłem zazdrosny! O jej własny palec, który właśnie wsunęła do mokrej szparki.

Gdy tak przyglądałem się przez dłuższą chwilę jej dłoni znikajacej między udami, oderwała usta od moich jąder i spojrzała na mnie zdziwiona. Powiedziałem, że jest niegrzeczna. Na co odpowiedziała z szelmowskim uśmiechem, że skorą ją zaniedbuję, musi radzić sobie sama. Więcej nie trzeba było mnie strofować. Uklęknąłem między jej udami i wszedłem w nią zdecydowanym ruchem w pozycji klasycznej. Westchnęła przeciągle jakby z ulgą. Była bardzo mokra i gościnna. Poruszałem się w niej dosyć szybko i coraz głębiej. Zbyt głęboko, jak na początek, bo poprosiła, żebym nieco zwolnił.

Lubię pozycję misjonarką z dwóch powodów. Po pierwsze mogę całować Łasicę do woli: jej usta, twarz, szyję, dekolt i piersi; głaskać ją po twarzy i patrzeć głęboko w oczy, czy przytulać się do niej całym ciałem. Po drugiej przepadam za pewną wersją tej pozycji: klęczę między jej udami, pochylam się do przodu, podpieram rękami i posuwam ją rytmicznie, głęboko. Ona natomiast leży na plecach z nogami rozłożonymi na boki, zgiętymi w kolanach i lekko uniesionymi. Jest wtedy całkowicie otwarta na mnie, oddana mi, i taka… niewinna, delikatna. Jest bierna, po prostu przyjmuje mnie, moje pchnięcia, moją miłość. Rozczula mnie. Największą przyjemność czerpię wtedy właśnie z samych doznań wizualnych. Często zwalniam i skupiam się na szczegółach: błyszczących pośród mroku oczach, ciemnych, lekko rozchylonych wargach i białych zębach zza których wydobywają się ciche pojękiwania, falujących w rytm moich uderzeń piersiach z ciemnymi, sterczącymi sutkami. Podobnie było i teraz, z tym, że oczywiście Łasica wciąż miała na sobie sukienkę, więc nie mogłem podziwiać jej pięknych piersi.

Zazwyczaj, gdy oboje jesteśmy już na skraju, kładę się na niej i pieprzę ją tak mocno, jak tylko umiem, póki nie skończymy, albo… zmieniamy pozycję. Tym razem Łasica sama zaproponowała, że odwróci się na brzuch. Podwinąłem białą sukienkę: moim oczom ukazały się piękne, jędrne pośladki. Z przyjemnością wszedłem w nią od tyłu, dociskając ją do materaca. Moje ruchy były płytsze, ale i doznania bardziej intensywne – dla nas obojga – bo ciaśniejsza była dziurka. Łasica nie wytrzymała, wsunęła dłoń pod biodra i, resztę już mogłem sobie tylko wyobrazić – jak pociera i masuje swoją łechtaczkę. Kończyła długo, z kilkoma cichymi jękami, przerywanymi chwilami ciszy. Wystarczająco długo, abym i ja do niej dołączył. Wyszedłem spomiędzy jej gorących pośladków w ostatniej chwili i skończyłem na pupie, plamiąc także sukienkę.

O tym ostatnim przypomniałem sobie dopiero wtedy, gdy oddawałem przebrania do wypożyczalni strojów karnawałowych. Na szczęście nikt nie sprawdzał zbyt dokładnie, czy są wystarczająco czyste. Po wyjściu gryzło mnie lekko sumienie, ale przypomniałem sobie, że przed wypożyczeniem pracowniczka wypożyczalni zapewniała, że po każdym zwrocie kostium jest oddawany do pralni. Uff.

No Comments Yet

Leave a Reply

Your email address will not be published.





Na logo znajduje się fuksjowy napis Rozkosznik.